Czas piwonii powoli przemija, ale w zeszłym tygodniu nagromadzenie obowiązków w pracy nie pozwoliło mi zamieścić żadnego posta. Mało tego, w miniony wtorek miałam w planie zrobić jeszcze trochę zdjęć, żeby pokazać piwonie w całej krasie ale Natura postanowiła inaczej. Jeszcze kiedy byłam w pracy nawiedziła nas gwałtowna burza z gradem wielkości orzechów laskowych. Trwała 15 minut, ale kiedy wróciłam, sporo roślin przedstawiało opłakany widok: hosty, piwonie, sałata, cukinie, pomidory, pnącza na tarasie i wiele innych roślin w dużej mierze zostały poszatkowane, połamane, aż żal było patrzeć. Potem jeszcze tropikalne upały sprawiły że piwoniami cieszyłam się krótko.
Poniższe zdjęcia są oczywiście robione w momencie, kiedy jeszcze nie wszystkie piwonie kwitły. Nie wiem jakie to są odmiany, bo wszystkie zostały mi sprezentowane przez ogrodniczki z sąsiedztwa, ale pachniały wspaniale.
Specjalnie nie fotografowałam roślin po burzy, jedynie zrobiłam zdjęcie hosty i skrzyni z warzywami.
Teraz powoli ogród dochodzi do siebie...
W niebieskich donicach po bratkach pojawiły się lobelie, milion bells, pelargonie, heliotropy, werbeny i dominuje kolorystyka różowo-fioletowa z niewielką domieszką bieli i czerwieni. Rośliny na tarasie w niebieskich donicach też zostały trochę zmaltretowane, ale przed gradem były takie:
A przed domem jest tak - z tej strony rośliny nie ucierpiały:
Pozdrawiam wszystkich, którzy do mnie zaglądają, Lusi.