Ponieważ nie opisywałam i nie pokazywałam zdjęć z niektórych moich podróży, od czasu do czasu będę zamieszczać "wspomnienia z podróży". Na początek o wyprawie do Morskiego Oka.
"Powiadają, że być w Tatrach i Morskiego Oka nie zwiedzić, znaczy tyle, co będąc w Rzymie nie zobaczyć Papieża. Zyskało ono bowiem tak rozgłośną sławę, że wielu turystów udaje się do Tatr jedynie dla zobaczenia Morskiego Oka."
Słowa te napisał w 1873 roku Walery Eljasz i po tylu latach są bardzo aktualne. Ogromne rzesze turystów uważają do dziś, że Morskie Oko zobaczyć trzeba i nawet w strugach deszczu są amatorzy podziwiania jego piękna, tym bardziej że jest ono łatwo dostępne.
Jest to największe i najpiękniejsze jezioro tatrzańskie, do tego otaczają je najwyższe szczyty polskich Tatr. Dawno tam nie byłam, dlatego w ostatni wrześniowy weekend zaplanowaliśmy wyprawę do Morskiego Oka z noclegiem w schronisku. Mieliśmy pokój z widokiem na Mnicha.
To miejsce o wielu obliczach, zależnych od pory roku, dnia, pogody. Sami mieliśmy okazję się o tym przekonać, bo pierwszego dnia była piękna słoneczna pogoda, więc oczywiście wokół jeziora były tłumy turystów.
Następnego dnia drzewa uginały się w porywach silnego wiatru i wszystko pokryła gruba warstwa chmur, z których obficie padał deszcz.
Warunki pogodowe sprawiły, że zrezygnowaliśmy z pójścia nad Czarny Staw Gąsienicowy i postanowiliśmy wcześniej wrócić do domu. W drodze powrotnej, choć już nie padało, niebo było zakryte grubą warstwą chmur. Do pewnego momentu...
Gdy przejeżdżaliśmy przez Bukowinę Tatrzańską przez chmury w kilku miejscach zaczęło przebijać się słońce i naszym oczom ukazał się taki spektakl. Czym prędzej wyskoczyliśmy z auta (na szczęście był w pobliżu parking) i zaczęliśmy fotografować te niesamowite widoki.