Kazimierz jest dla mnie miastem szczególnym, które bardzo lubię odwiedzać i które darzę wielkim sentymentem. Tak więc tegoroczny urlop spędziłam w tym roku częściowo w Kazimierzu, a częściowo w okolicach Janowa Lubelskiego.
W historycznych źródłach nazwa Kazimierz pojawia się po raz pierwszy dopiero w 1249 r., ale wiadomo, że już w XI wieku istniała tu osada zwana Wietrzną Górą. Nazwa miasta pochodzi prawdopodobnie od imienia księcia Kazimierza II Sprawiedliwego, który w 1181 r. nadał tutejsze ziemie klasztorowi Norbertanek z krakowskiego Zwierzyńca. Za panowania Władysława Łokietka wzniesiono tutaj zachowaną do dziś kamienną wieżę obronną, będącą elementem wcześniejszej warowni. Pełniła ona rolę strażnicy przy szlaku handlowym.
Największe zasługi dla rozwoju miasta położył król Kazimierz III Wielki, przekształcając osadę podgrodową w miasto królewskie, lokowane na prawie polskim. Zbudował tu m.in. zamek, fundując kościół parafialny oraz nadając herb z literą „K” umieszczoną pod koroną królewską.
W Kazimierzu w pobliżu rynku jest przeważnie dużo ludzi, ale o poranku spacerują tam tylko gołębie.
Legenda o kazimierskim kogucie głosi, że pewnego dnia czart zobaczył w Kazimierzu koguta. Był piękny, dorodny i wydawał się wielce szczęśliwy, więc diabeł postanowił go zjeść. Kogut okazał się tak doskonały w smaku, że od tamtej pory czart rozsmakował się w lokalnym drobiu. Wszystkie koguty w okolicy znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie.
W końcu został tylko jeden, jedyny kogut. Był stary i bardzo mądry. Aby ocalić życie, postanowił przechytrzyć diabła i ukrył się wraz z piękną kurą w przygotowanej wcześniej kryjówce.
Diabeł użył całej swojej mocy, aby odnaleźć ptaka. Na nic się jednak zdał jego gniew i determinacja. Nieoczekiwanie z pomocą pośpieszyli kogutowi zakonnicy. Poświęcili diabelską norę i wszystko wokół. Gdy czart wrócił z poszukiwań, nie mógł znieść zapachu święconej wody i uciekł w popłochu.
Ocalony kogut wyszedł z ukrycia i dumnie spacerował ulicami miasteczka. Na pamiątkę tego wydarzenia w Kazimierzu zaczęto wypiekać koguty z drożdżowego ciasta, które dziś są turystyczną atrakcją i obowiązkowym przysmakiem podczas wizyty w tym urokliwym miasteczku.
Przed znaną piekarnią Sarzyńskich stoi podobizna kazimierskiego koguta.
Kwadrat czyli mały piesek, który każde lato spędzał w Kazimierzu
i wałęsał się po rynku. Co ciekawe wraz z nadejściem jesiennych chłodów Kwadrat
przepływał Wisłę i mieszkał we wsi pod Janowcem. Gdy zima mijała i zaczynała
się wiosna Kwadrat znowu wskakiwał do Wisły i aż do jesieni rezydował na
kazimierskim rynku. Mieszkańcy dbali o Kwadrata, każdego roku oczekiwali jego
przybycia. Aż wreszcie nadszedł rok kiedy Kwadrat się nie pojawił.
Kazimierzanie długo czekali, ale niestety Kwadrat zaginął. Wtedy to miejscowy
rzeźbiarz zrobił odlew Kwadrata. Pozował mu piesek Werniks.
Kwadrat
nadal siedzi na rynku, a pocieranie jego noska ma przynosić szczęście.
O, tak Lusi! Podzielam Twoje zdanie, że Kazimierz ma klimat niepowtarzalny. Lubię to miasto i dobrze się w nim czuję. Ostatnio odwiedziłam go w 2016 roku. Znam każdy zaułek, który pokazałaś. I okolice, ścieżki, trasy. I Janowiec oczywiście. Fantastyczne miejsce wybraliście. Pozdrawiam ciepło...
OdpowiedzUsuńPolinko, cieszę się że podobnie jak ja, darzysz Kazimierz sentymentem. My też dobrze się czujemy w Kazimierzu, oprócz architektury podziwiamy nieustająco przyrodę. Ostatnio byliśmy tam 2 lata temu, ale tylko dwa dni. Tym razem udało się na dłużej. Serdeczności dla Ciebie :)))
UsuńNigdy tam nie dotarłam i widzę teraz co tracę . Piękne miejsce, pięknie pokazane. Miłego tygodnia😊
OdpowiedzUsuńNigdy nie jest za późno, żeby gdzieś dotrzeć ;) Polecam Kazimierz i jego atmosferę. Pozdrawiam Cię serdecznie :)))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniale miejsce:)))od dawna planuję tam pojechać i ciągle coś wypada:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńByłam w Kazimierzu około 30 parę lat temu. I pamiętam, że ogromnie zauroczyło mnie to miasteczko pełne wąskich, starych uliczek i z przepięknym, niepowtarzalnym rynkiem. Dziękuję Ci za tę wycieczkę pełną cudownych wspomnień :)
OdpowiedzUsuńIwonko, dawniej było w Kazimierzu spokojniej, mniej ludzi... Ale urok do dziś pozostał - stare uliczki, stare domy tworzą wyjątkowy klimat. Cieszę się, że mogłaś odświeżyć wspomnienia i pozdrawiam :)))
UsuńReniu, życzę Ci żeby w końcu udało się zrealizować plany i żebyś zawitała do Kazimierza. Uściski dla Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńMiasto piękne jak widać na fotografiach ale opowieść o.mądrym kogucie podbiła moje serce. 🐔
OdpowiedzUsuńWitaj ponownie :) Fajnie, że spodobała Ci się opowieść o kogucie.
UsuńLusi, z wielką przyjemnością pospacerowałam z Tobą po uliczkach Kazimierza :-))
OdpowiedzUsuńTo jedno z moich ukochanych miejsc, do których chętnie wracam... dlatego tak miło jest odkrywać go na nowo w fotorelacjach osób urzeczonych klimatem i urodą tego wyjątkowego miasteczka nad Wisłą...
W oczekiwaniu na ciąg dalszy ślę najcieplejsze, weekendowe pozdrowienia!
Anita
Anitko, pamiętam jak przedstawiałaś relację z Kazimierza i pisałaś o swoim umiłowaniu tego miasteczka. Na dodatek od Ciebie do Kazimierza to niemal "rzut beretem", ode mnie za to dużo dalej, ale i tak staram się możliwie często bywać w Kazimierzu. Też lubię oglądać miejsca, gdzie byłam w fotorelacjach innych osób. Pozdrawiam Cię również weekendowo i bardzo serdecznie :)))
UsuńMieszkam na Lubelszczyźnie, w Kazimierzu byłam wiele razy i za każdym razem zachwyca tak samo bardzo :D
OdpowiedzUsuńTo zazdroszczę Ci, że masz tak blisko do Kazimierza. Ja mieszkam na Podbeskidziu, więc mam dużo dalej, ale również za każdym razem jestem zachwycona klimatem Kazimierza :)))
UsuńUwielbiam Kazimierz, a że mieszkam blisko, to często tam jeżdżę. Urocze miejsce.
OdpowiedzUsuńTo mamy podobnie, bo ja jestem urzeczona atmosferą Kazimierza, tyle że mam tam dość daleko, więc nie bywam tak często jak bym chciała. Zapraszam jeszcze do obejrzenia drugiej części relacji z Kazimierza :)
Usuń